Hiroszima, Miyajima i Disneyland
Japonia z dziećmi. Ostatnia już część fotorelacji z naszej rodzinnej wyprawy. Część pierwsza poświęcona jest Tokio, natomiast druga – wizycie w Kioto i Narze.
Tu znajdziecie zdjęcia z Hiroszimy, wyspy Itsukushima (zwanej Miyajimą) oraz Disneylandu. Kadrów z całej wyprawy do Japonii po surowej selekcji mam 914 i już naprawdę nie mogę odrzucić nic więcej. W tych podróżnych postach znajdziecie tylko wybrane kadry, niektórym by się przydało kilka słów wstępu, ale na to nie ma tu przestrzeni. Wszystkie zdjęcia są do obejrzenia analogowo, w fotoksiążce, przy kawie… Zapraszam.
A teraz wracając do tych zdjęć…
To, co najważniejsze o Hiroszimie wiedzą wszyscy. Tak samo, jak z Oświęcimiem. Ale dopiero będąc na miejscu, można zacząć sobie wyobrażać, co tam się stało. Pierwszy nasz wieczór w tym mieście zaczęliśmy od parku Pokoju, w którym znajduje się Kopuła Bomby Atomowej i Dziecięcy Pomnik Pokoju, przy którym znajdują się tysiące papierowych żurawi.
Obowiązkową kulinarną przygodą były placki Okonomiyaki, które chyba wszyscy zapamiętamy do końca życia. Sushi to sushi, ramen to rame,n a okonomiyaki i okoliczności ich przyrządzania i spożywania to zupełnie inna bajka. Sushi i ramen już w Polsce mamy od dawna. A okonomiyaki podobno mają się otworzyć w Katowicach, więc czekamy.
Wielka cynobrowa „pływająca” brama tori to już kolejny przystanek na naszej drodze, znajduje się na wyspie Itsukushima. W ciągu dnia można do niej podejść plażą, mijając różne przyjemne i mniej przyjemne obiekty wyrzucone przez morze, natomiast pływać zaczyna dopiero podczas przypływu.
Mamy za sobą wizytę w Miyajima Public Aquarium na wyspie. I czuję, że muszę się z tego wytłumaczyć. Otóż większość z nas pewnie nie wie, a dzieci to już w ogóle, przez co przechodzą delfinowate, żeby móc cieszyć nasze oko. I jak myślicie, co z wizyty w takim miejscu wyniosą nasze pociechy? Jeśli z nimi o tym nie pogadamy, to będą przekonane, że jest im dobrze i tak ma być. Że trzymanie delfinów w niewoli jest ok. Ja swojej rodziny w takie miejsce więcej nie zabiorę… Czasem nie sposób wykreślić takich atrakcji ze swojej agendy.
Możecie sobie wyobrazić, co czuły dzieciaki po prawie dwóch tygodniach zwiedzania japońskich świątyń? Bartek na widok pomarańczowej bramy tori zarzucał focha i zapierał się, że on do kolejnej świątynie nie wejdzie. Martynie, kiedy się dowiedziała, że ostatniego dnia oglądamy największy posąg buddy na świecie, zwyczajnie puściły nerwy. Japonia z dziećmi to spore wyzwanie, ale wspomnienia warte każdego trudu.
Dlatego ku naszej, dorosłych, uciesze, udało się zorganizować dzień w Disneylandzie. Polecam szczególnie Tomorrowland, zwłaszcza dla miłośników Gwiezdnych Wojen i innych kosmicznych atrakcji.