Sesja noworodkowa w szpitalu jest dużym wyzwaniem. Przede wszystkim dla mamy, która ma za sobą poród, co nie oszukujmy się, jest mocnym fizycznie i psychicznie przeżyciem. Która być może ma pod górkę z karmieniem piersią, jest obolała i nie czuje się jak gwiazda gotowa na sesję. Dla taty też jest to wyzwanie. Jeszcze nie zdążył poczuć się pewnie w nowej roli, a już ktoś ma dokumentować, jak trzyma swoje nowonarodzone dziecko. Utrudnienia, jakie ja mogę napotkać jako fotograf (brak światła w sali, malutka przestrzeń, „rozpraszacze”), to przy tym naprawdę nic.
Dlatego z Kasią spotkałyśmy się najpierw na kawie, żeby po prostu pogadać o tym, jak to może wyglądać. O szpitalu, w którym planuje urodzić swoją córcię, o tym, czego się obawia, o karmieniu, kiedy da mi znać, że mogę przyjechać, o tym, jakie ujęcia będę robić i czy obecność taty jest potrzebna (oczywiście!).
Sesja, którą tu prezentuję, trwała niecałą godzinę. Wszystkie zdjęcia powstały przy świetle dziennym, bez jakichkolwiek lamp błyskowych i rekwizytów. Skupiłam się wyłącznie na obserwowaniu i naturalnych kadrach w sytuacjach, jakie po prostu działy się wokół małej Hani. Mamy więc karmienie, przytulanie, przewijanie, zbliżenia i portret rodzinny. Przede wszystkim są szczere emocje rodziców, którzy tak długo czekali, aby poznać swoją córeczkę.
Jeśli szukasz alternatywy dla stylizowanych sesji noworodkowych, zajrzyj do tej galerii. Znajdziesz tam zdjęcia z noworodkowych sesji lifestyle wykonanych w domu.